Pierwszy raz zobaczyłam go na korytarzu w naszym biurze. Dość energicznie poruszał się w tę i z powrotem. Trzymał rytm.  Powiedziałam zdawkowe: „dzień dobry”  i weszłam do swojego pokoju.  Gdy po paru minutach znów znalazłam się na korytarzu, nadal chodził w kółko. Zapytałam:

– Długo siedziałeś?
– Siedem lat, a co?

Zdradzało go to chodzenie. Jak w celi. W tę i z powrotem.

Mówił, że potrzebuje dachu nad głową, że jak będzie miał gdzie mieszkać, to sobie poradzi. Umieściliśmy go w hostelu – mamy możliwość wynajmowania pokoi w hostelach pracowniczych. Wprowadziliśmy to rozwiązanie, by młodzi ludzie nie musieli trafiać do schronisk i noclegowni. By chronić ich przed wchodzeniem w rolę osoby bezdomnej i dać szansę na szybkie usamodzielnienie.

Chłopak trafił do więzienia jako 18 latek. Przez siedem lat nie miał żadnych przepustek. Nie miał widzeń. Był sam. Uznano go za niebezpiecznego. Zdarzało się, że bywał izolowany od innych więźniów.

W zakładzie karnym zrobił jakiś kurs gastronomiczny. Nic więcej. Odsiadywał wyrok.

Jako dziecko był w rodzinie zastępczej, ale jak zaczął rozrabiać, to trafił do młodzieżowego ośrodka wychowawczego. Po różnych instytucjach tułał się przez połowę swojego młodego życia.

Czego się dzięki temu nauczył?

Nauczył się kraść, chodzić w kółko, rozmawiać na stojąco (przez długi czas nie potrafił usiąść na fotelu w moim gabinecie, bo w zakładzie zawsze musiał stać przed strażnikami), poznał prawo karne i szczegóły więziennych procedur. Dowiedział się też, że jest niewiele wart, że jest przestępcą.

Po wyjściu na wolność wszystko dla niego było nowe. Jazda autobusem. Pójście do lekarza. Zrobienie zakupów. Ciągle buntował się, gdy coś szło nie po jego myśli.

Pamiętam jak któregoś dnia rozmawiając ze mną przez telefon zaczepił na pętli kierowcę autobusu, by dowiedzieć się o której odjeżdża. W odpowiedzi od kierowcy, który wyraźnie nie miał nastroju na uprzejmości i pogawędki, usłyszał, że rozkład jazdy jest wywieszony na przystanku.

– A czemu nie możesz mi k…powiedzieć?

Przez wiele lat jego życie składało się z powtarzających się, poukładanych działań. Pobudki, jedzenie, spacery, gaszenie światła. Ważniejsze wydarzenia planowane były z dużym wyprzedzeniem. Świat poza murami jest inny. Biegnie, zaskakuje. Jak ma sobie z tym radzić ktoś, kto przyzwyczaił się do schematów?

Raz pojechał na mecz pociągiem. Kupił bilet na TLK. Na peronie pojawił się inny pociąg, ale do tego samego miasta. Wsiadł. Przecież przez ostatnich siedem lat w ogóle nie oglądał pociągów. To było Intercity. Dostał mandat ponad 800 zł.

Wściekał się, że co chwilę legitymowała go policja, choć nic przecież nie zrobił.

Często zastanawiam się dlaczego nasza młodzież jest „profilaktycznie” wyłapywana i spisywana przez służby. Nie jestem pewna czy to jest w porządku. Dzwonił do mnie po takich zajściach i wylewał złość. Ciężko było mu panować nad sobą w relacji z mundurowymi.

Od samego początku zapowiadałam mu, że zmiana życia  będzie trudnym procesem, że będzie bolało. Wmawiałam mu (wierząc w każde słowo, które wypowiadałam), że się opłaca. Prawdziwie wolny będzie tylko wówczas, gdy nie będzie się musiał niczego bać. Gdy będzie miał dach nad głową, pracę, własne, legalnie zarobione pieniądze, opłacone podatki i żadnych ciągnących się spraw czy powodów, dla których musi się ukrywać.

Czy łatwo uwierzyć w takie słowa komuś, kto może zarobić w jeden wieczór 1000 złotych, a pracując uczciwie może najwyżej wyciągnąć 1500 na miesiąc?

Myślę, że prawdziwa resocjalizacja zaczyna się dopiero po wyjściu z więzienia. Wówczas człowiek dokonuje wyborów. Czy naprawdę opłaca się mu wchodzić na trudną, nieznaną ścieżkę uczciwego i prawego życia?

On wybrał to trudniejsze rozwiązanie.

I jeśli ktoś zapytałby mnie jak to możliwe, odpowiedziałabym – nie wiem. Nie mam pojęcia czemu. Może dlatego, że nie chce już siedzieć? Może dlatego, że kawał życia stracił będąc za kratami? A może dlatego, że zanim trafił do pierwszej placówki miał mądrą i dobrą rodzinę zastępczą, która pokazała mu, że można „normalnie” żyć… może to jest ten kawałek, który był trampoliną do walki o inne życie? A może również dlatego, że trafił na nas? Że przyszedł do Fundacji po DRUGIE?

Wiem natomiast, że gdyby ktoś mnie zapytał czy pozostanie na właściwej drodze odpowiedziałabym z przekonaniem, że tak, że pozostanie.

Kilka dni temu pokazał mi referencje, które otrzymał z pracy. Zmienił ją, bo inny pracodawca oferował lepsze warunki zatrudnienia. Czytałam i pękałam z dumy.

„Pan X był zatrudniony na stanowisku kucharza. Swoje obowiązki wykonywał sumiennie i z zaangażowaniem, nie tylko w pracę, ale również w życie restauracji. Jest osobą, na której można zdecydowanie polegać i powierzać mu trudne zadania, z których wywiązuje się zawsze terminowo. Pan X pracował zgodnie ze standardami obowiązującymi w restauracji jak i również podsuwał i wdrażał nowe rozwiązania. Pan X to osoba, którą z czystym sumieniem polecam każdemu pracodawcy. Z pewnością jego sumienność i zaangażowanie poprawią jakość pracy w Państwa firmie”.

Takiej opinii nie napisano by mu w zakładzie karnym. Może nawet nikt z tych, którzy mieli z nim do czynienia nie uwierzyłby, że może być ona prawdziwa.

Jest prawdziwa. Dodałabym do niej jedynie, że to co zrobił ten chłopak przez ostatni rok jest mistrzostwem świata.