Na naszym profilu facebookowym rozpoczęliśmy akcję pt. „Mistrzowie świata”. Chcemy dotrzeć do osób, które mimo trudnego startu – „zła” rodzina, pobyt w domu dziecka, placówce resocjalizacyjnej – nie przegrały życia. Szukamy bohaterów, którzy potrafili wyrwać się z tak zwanej patologii, którzy wyszli z roli narzucanej przez rodziny i środowisko w jakim się wychowywali. Chcemy poprzez ich opowieści pokazać, że jeśli się chce i odpowiednio wykorzysta otrzymaną pomoc, można przenosić góry.
Kiedy myślę o mistrzach świata w tej kategorii, nazwijmy ją – życie – chodzi mi przede wszystkim o ludzi, którzy po to, by skończyć szkołę, zdobyć zawód i dobrą pracę, znaleźć swoje bezpieczne miejsce na Ziemi, musieli często stawić czoła sprawom, o które osoby podobne do mnie jedynie ocierają się słuchając ich opowieści.
Nie doświadczyłam nigdy biedy, zaniedbań, przemocy. Wychowywałam się w przeciętnej, ale dobrej rodzinie. Jeździłam na wakacje, uczyłam się języków, chodziłam na lekcje rysunku, do teatru. Ojciec pokazywał mi muzea. Matka zwracała uwagę na każdy szczegół związany z moim ubiorem, czy zachowaniem przy stole. Fakt, że skończyłam studia nie był okupiony większym wysiłkiem, od dziecka byłam do tego przygotowywana.
A do czego przygotowywany jest człowiek, który żyje w ciemnym, brudnym mieszkaniu, w którym co chwilę pojawiają się nowi, pijani ludzie? Do czego jest przygotowywany, gdy mówią mu, że „znowu psy czegoś chcą”? Czego uczy się słysząc na dzień dobry przekleństwa? Kim planuje zostać, gdy dorośnie, skoro przede wszystkim jest głodny i czuje strach?
Ktoś mógłby teraz spytać, dlaczego Fundacja po DRUGIE, która pomaga właśnie takim osobom wchodzić w dorosłość, nie ma w gronie swoich podopiecznych mistrzów świata i musi ich szukać przez media społecznościowe?
Odpowiem – w gronie naszej młodzieży są mistrzowie i mistrzynie, jednak jesteśmy młodą organizacją i nasza młodzież jeszcze nie przekroczyła trzydziestki. Może to jeszcze nie czas na wielkie podsumowania? Wielu jest dopiero na drodze do realizacji swoich marzeń i planów.
Spójrzmy na nich przez chwilę.
Do Fundacji po DRUGIE przychodzą młodzi ludzie, za którymi właśnie zamknęły się drzwi placówki – domu dziecka, młodzieżowego ośrodka wychowawczego, zakładu poprawczego. Do tych placówek trafili przede wszystkim dlatego, że w ich domach działo się źle. Gdy przychodzą do nas mają osiemnaście, dwadzieścia lat. Widzę z jakim trudem próbują zbudować swoją przyszłość, a czasem widzę jak bardzo boją się włożyć w to jakikolwiek wysiłek, jakby czuli, że w tej kategorii nie mają zbyt wielu szans.
Większość naszych podopiecznych ma skończone jedynie gimnazjum. Pojedyncze osoby skończyły szkołę zawodową. Na ponad czterysta osób, które w ostatnich latach dotarły do naszej organizacji tylko cztery były po liceum i miały zdany egzamin dojrzałości. Troje dostało się na studia.
Zdecydowana większość – może nawet 90% – jest uzależniona. Zaczynali eksperymentować z alkoholem i narkotykami bardzo wcześnie. Mieli jedenaście, czasem trzynaście lat.
Prawie nikt nie może liczyć na swoje rodziny. Ich matki i ojcowie mają już nowych partnerów i nowe dzieci. Zaczęli nowe życie, w którym dla przeszłości nie zostawili zbyt wiele miejsca. Albo ich rodzice są w zakładach karnych, albo pojechali zarobić pieniące za granicę i tam również poukładali swoje życie na nowo.
Często są bezdomni.
Myślę o dziewczynach, z którymi współpracujemy. Wiele z nich wcześnie zachodzi w ciążę. Większość wychowuje dziecko w pojedynkę i całą energię wkłada w to, by dziecku niczego nie brakowało – współpracują z asystentami rodziny (często bojąc się czy z powodu ich przeszłości i trudności finansowych nie stracą szansy na bycie mamą), korzystają z pomocy społecznej i odwiedzają różne miejsca, w których mogą dostać rzeczy dla dziecka czy jedzenie.
Myślę o O., która wychowuje synka z kolejnym stosującym przemoc partnerem. Ona wie, że powinna od niego odejść, ale brakuje jej wiary, że jest w stanie poradzić sobie w pojedynkę. Co pewien czas dzwoni do nas zapłakana i mówi, że musi uciec, a chwilę potem, gdy przyjeżdża policja albo pojawia się możliwość pojechania do ośrodka, schowania się na jakiś czas, uporządkowania wszystkiego… wraca do punktu wyjścia.
Czy O. i inne dziewczyny, o których myślę są mistrzyniami?
Czasem wydaje mi się, że gdybym była na ich miejscu nie miałabym siły, by wstać z łóżka.
Widzę jak wielkim wysiłkiem dla tych kobiet jest przetrwanie kolejnego dnia, jednocześnie widzę, że one starają się zrobić znaczenie więcej.
N., choć nie może liczyć na pomoc rodziny i samotnie opiekuje się swoją córeczką, właśnie skończyła kolejną klasę liceum i planuje zrobić maturę. W weekendy przyjeżdża też do niej rodzeństwo, które jest w rodzinie zastępczej, bo dla mamy N. wychowywanie dzieci jest chyba zbyt dużym wysiłkiem.
O. też nie może liczyć na swoich bliskich. Jej matka właśnie wyjechała z Polski, a z ojcem nigdy jej nie było po drodze. Wstaje w nocy do zapłakanego synka i stara się, by nie obudził partnera, którego nawet drobny szczegół może wyprowadzić z równowagi.
Myślę o naszych chłopakach i widzę ich na peronach i przystankach z jedną torbą, w której mieści się cały ich dobytek. Widzę jak odjeżdżają na kolejną terapię uzależnień, bo ta poprzednia okazała się nieskuteczna. Chcę wierzyć, podobnie jak oni, że tym razem będzie inaczej. Czasem widzę jak odjeżdżają po raz kolejny.
A. ma dopiero dwadzieścia lat, a był już na trzech terapiach. I co? I lipa. Za każdym razem ciągnęło go w to samo bagno. Miesiąc temu znów powiedział – dość. Dostał bilet i niezbędne kosmetyki. Jest w ośrodku. Chce tam zostać tyle, ile będzie potrzeba, by tym razem naprawdę skończyć z dragami.
Śledzę z nadzieją historię T., który przyszedł do nas po ośmiu latach spędzonych w więzieniu i nie potrafił żyć na wolności. Tak wiele zwyczajnych spraw go przez ten czas ominęło. Gdy zaczynał współpracę z nami był na rozstaju. Nie wiedział, czy da radę żyć normalnie, podjąć pracę, płacić podatki i męczyć się w nowej skórze przyzwoitego faceta. W końcu nie jest to takie proste, gdy zna się inne sposoby na dobre życie i język, który rozumie ulica.
Mija kolejny rok, a T. pracuje i zmaga się z normalnością. Niedawno został ojcem. Czy jest już mistrzem świata? Może…
Zawsze ciepło myślę o naszej młodzieży i choć potrafi dać mi w kość i choć często cały nasz zespół załamuje ręce nad ich porażkami, pomyłkami, pomysłami dostrzegam, że jest wśród nich wielu, którzy są na doskonałej drodze, by stać się mistrzami świata. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to łatwe wyzwanie, ale w gruncie rzeczy w naszej pracy chodzi o to, by młodzież zdobywała medale w życiowej olimpiadzie.