Dziś miałam taką myśl, żeby uciec… Po prostu wyjść z pracy, zamknąć się w sypialni i  szczelnie przykryć kocem. Przez kilka godzin słyszeć ciszę.

Czasem wiele wysiłku i osobistego zaangażowania wkładamy w pomoc drugiemu człowiekowi. Robimy rzeczy niestandardowe, które nierzadko są ryzykowne, za które możemy zapłacić nie tylko ostrą krytyką. Staramy się wychodzić naprzeciw potrzebom, podążać za tym, który nas potrzebuje. Staramy się nie tracić z oczu bezbronnego dziecka, które tak bardzo zostało skrzywdzone, że samo nauczyło się krzywdzić. Siebie i innych.

Mam wrażenie, że razem z naszymi podopiecznymi wspinamy się po stromej, niełatwej skale i przez pewien czas idziemy ku górze, ale gdy jesteśmy już bardzo blisko osiągnięcia ważnego pułapu, zaczynamy się zsuwać w dół, albo spadamy na łeb, na szyję.

Dziś spadłam przynajmniej cztery razy…

Ktoś nie dał rady, ktoś skłamał, ktoś za bardzo kombinował, ktoś się naćpał, komuś się zwyczajnie nie chciało…

Kilka lat temu, kiedy uruchamialiśmy program mieszkań treningowych spotkaliśmy się z kadrą pracującą z młodzieżą w placówkach resocjalizacyjnych – młodzieżowych ośrodkach wychowawczych, zakładach poprawczych. Na spotkaniu opowiadaliśmy o tym jak wygląda nasza praca. Mówiliśmy o licznych porażkach, o próbach oszukiwania nas przez młodzież, ukrywania prawdziwych problemów, udawania trzeźwości. Byliśmy szczerzy, bo tak trzeba.
Pamiętam, że kilku panów pracujących od wielu lat w placówce izolacyjnej, podśmiewało się z nas. „Tacy nieudolni, my byśmy od razu wiedzieli, co kombinują i  krótka piłka by była”.  To jednocześnie byli ci sami wychowawcy, którzy przysłali do nas młodzież – naszych mieszkańców. Przysyłali młodzież, która w czasie pobytu w placówce do perfekcji opanowała technikę mówienia i robienia tego, czego się od niej oczekuje. Młodzież, która niewiele rzeczy robi naprawdę. Nie nauczyła się wspinać  na szczyt tej stromej góry jaką jest samodzielne i odpowiedzialne życie.

Czasem mam wrażenie, że to co chcemy zrobić w Fundacji po DRUGIE, nie jest po prostu możliwe.

Zasypiam i widzę przed oczami naszych chłopaków, którzy choć w codziennym kontakcie z nami starają się okazywać wdzięczność i szacunek, nadal żyją po swojemu.

Widzę młode osoby, które najchętniej nie robiłyby nic.

Widzę ludzi, którym najbardziej smakuje to, co jest za darmo.

Ale potem, kiedy próbuję samą siebie przekonać, że jednak mimo wszystko warto… zaczynam widzieć kroki, które udało się im zrobić. I choć z mojej perspektywy nie jest to wysokogórska wspinaczka, tylko przechadzka leśną ścieżką, dla nich czasem jest to szczyt najwyższy na świecie.